szkoła

Czytanie „Ferdydurke” jest jak przechodzenie drugi raz przez okres obowiązkowej edukacji. Czyli wycinanie skóry z twarzy lub łamanie kości nad piętą i puszczenie na wolność. Śmieszne, jak bardzo rozumiem głównego bohatera — być w pupie i nie widać wyjścia, tylko inne pupy. Jasne, że to dzieło ponadczasowe, ale i budynek jest przez wiele pokoleń wspominany podobnie. Ochh, czy pisałbym wiersze bez niego. Czy jak napiszę maturę (i zdam z matmy), to zrobię wielkie „CHOLERA.” na blogu jako ostatni post w życiu? Nie wiem. W tym worku pełnym ludzi mądrych i bezmózgich, moralnych i fałszywych, jest zawsze dużo inspiracji. Choć trzeba się trochę napłakać przez swoją inność i słuchać wielu piosenek Paramore. Zastanawia mnie:

Jakimi bylibyśmy ludźmi bez szkoły?

© 2018 edward magnetyczny technologia Blogger